czwartek, 2 lipca 2015

Mgr 500



500 dzień leczenia neuroboreliozy.

Mgr Polish LymeGirl.

Brzmi dziwnie. Nie wiem pod co to podpiąć, pod film animowany, czy może Sci-Fi.

Dobra byłaby z tego bajka. O tym jak świetnie radząca sobie w życiu dziewczyna wpada w poważne tarapaty, musi walczyć z niesprawiedliwością, czarnymi mocami, złymi siłami, ma wzloty i upadki. Aż w końcu dobro wygrywa ze złem, waleczność zostaje nagrodzona, wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

Jednak myślę, że całej tej historii bliżej jest do thrillera Sci-Fi. Niewidzialna moc miażdży poszczególne elementy świata głównej bohaterki, poniewiera nią, odsysa z niej całe JA niczym Dementor z Harrego Pottera. Czasem odpuszcza, żeby pokazać jej jak mogłoby być fajnie, a później atakuje ze zdwojoną siłą. Ona zaś z pomocą głębokiej wiary w słowa swego mentora, połyka garściami medykamenty, po których jej ciało coraz bardziej słabnie i brzydnie, ale w ostatecznej rozgrywce ma dać jej nadprzyrodzoną siłę do tego, by raz na zawsze rozprawić się z wrogiem. Z wrogiem, który pokazał jej wiele ciemnych stron życia, podcinał skrzydła, odbierał po kolei atuty, które miały jej pozwolić na wygraną: siłę fizyczną, moc charakteru, a nawet podstawową umiejętność oceny sytuacj, dzięki której wiedziałaby, kiedy podnieść gardę. Wiele ciosów przyjęło całkowicie odsłonięte ciało i całkowicie odsłonięta psychika. W końcu bohaterka dociera do granicy, za którą to zła moc zaczyna słabnąć, a ona sama nabierać sił. Role całkowicie się odwracają, obraz zaczyna być kolorowy, film dąży do szczęśliwego zakończenia.
Bam.

A teraz wróćmy do rzeczywistości :) 23 czerwca po dwóch latach studiów magisterskich, które 
odbywały się równolegle z moimi kłopotami zdrowotnymi, diagnozowaniem choroby i wreszcie przez ostatnie 16 miesięcy - z leczeniem, udało mi się zdobyć te trzy literki przed nazwiskiem i mogę ze spokojem powiedzieć, że moje studia mimo wszelkich przeciwności dobiegły końca.

Dodatkowo moja cierpliwość i zaparcie w trakcie leczenia zostały mi wynagrodzone w tej ostatniej studenckiej rozgrywce i moja obrona przebiegła baaardzo pomyślnie. Miałam pierwszy raz od dwóch lat całkiem otwarty umysł, docierały do mnie natychmiastowo pytania komisji, analizowałam je w mgnieniu oka, konfrontowałam z posiadaną wiedzą i tworzyłam logiczne odpowiedzi. SZOK SZOK SZOK. Tym sposobem przypomniałam sobie, jak przyjemnie jest móc używać MÓZGU i zdobytą w lekki sposób (a nie wyszarpaną) WIEDZĘ. Miłe i ostatnie już doświadczenie związane z pięcioletnią historią w Sz.

Dziś dodatkowo 500 dzień leczenia. Znów trochę przemyśleń, ale z każdą setką mam ich mniej. Czas po prostu leci, a ja jestem zdecydowanie zdrowsza. Wiele rzeczy pozostawia jeszcze trochę do życzenia, ale nadal grzecznie czekam. Teraz 2tyg wakacji, Czechy, rower, namiot. Zobaczymy jak sobie z tym wyzwaniem poradzi zdrowsza ja.

No i na koniec obiecany przepis. Dla osób, których układ pokarmowy znosi podczas leczenia nabiał i niewielkie dzienne dawki owoców:


1) zmielić ksylitol na puder (100g), który przeznaczony będzie na dodanie do piany (warstwy górnej ciasta)

2) zmielić ksylitol na puder do głównego ciasto (40g)
    i dorzucić: 300g mąki żytniej, szczyptę soli, 1/2 łyżeczki proszku do pieczenie Vege, 4 żółtka. Wyrobić jak kruche ciasto.
Włożyć do formy (moja- 26x36). Włączyć piec, a na ten czas włożyć ciasto do lodówki. Po wyjęciu z lodówki, ciasto nakłuć widelcem. Piec 20min na 170 stopni.  

3) uprażyć jabłka (jakieś 1,5kg do 2kg). Tyle żeby pokryć solidną warstwą ciasto :)
Wyłożyć przestudzone jabłka na przestudzony spód.

4) góra ciasta - beza: 4 białka ubić na sztywną pianę, potem dodawać ksylitol cały czas ubijając, aż piana będzie gęsta i błyszcząca. Ułożyć na całości i posypać płatkami migdałowymi.
Piec 20min na 180 stopni, po czym zmniejszyć na 60 stopni i tak piec jeszcze przez 15min.

Jabłecznik wypas!

4 komentarze:

  1. No to gratulacje kochana i z powodu magistra a bardziej z wygranej:) Czas tak szybko leci aż głupio się tłumaczyć, ale jest szansa jeśli jeszcze nie zwątpiłaś że w koncu wyślę ci film. Normalnie żywcem brak czasu. Monika pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No leci leci coraz szybciej....
      Jeszcze nie zwątpiłam ;) spokojnie.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. witam
    Na imię mam Iwona. Od 3 lat borykam się z niezdiagnozowaną chorobą, która mnie dotknęła po urodzeniu dziecka. W listopadzie 2012 roku zaczęły się moje kłopoty ze zdrowiem. Zaczęło się od utraty przytomności, drgawek, które przypominały padaczkę, ale skąd w wieku 30 lat u całkiem zdrowej i pogodnej osoby wzięłaby się padaczka, gdzie nikt w rodzinie nawet na nią nie choruje. Takie ataki zdarzają mi się regularnie co 1,5 miesiąca, najczęściej przez sen, w nocy. Do tego niemożność wysłowienia się, problemy z pamięcią krótkotrwałą, szumy w uszach, piski, zawroty głowy, strzelanie w kościach, tiki nerwowe, lęki. Leczono mnie już i na nerwicę lękową i na padaczkę - bez skutku, na nic nie reaguję, tj. nie ma reakcji organizmu, żadnej poprawy. Wszystkie wyniki mam dobre, nie ma się do czego przyczepić, a samopoczucie złe. Zrobiłam nawet test western blot i wynik w jednej klasie wyszedł ujemny, a w drugiej graniczny. Niedawno zrobiłam test LTT, obecnie czekam na wynik. Proszę, niech mi Pani podpowie do jakiego lekarza mogę się udać, aby spróbował zdiagnozować u mnie boreliozę, aby podjął się leczenia tej choroby? Czy zna Pani kogoś komu można zaufać? Choroba sprawiła, że musiałam zrezygnować z pracy. Traciłam przytomność, rozbijałam sobie głowę i było to już na tyle niebezpieczne, że musiałam zrezygnować. Jeżdze od lekarza do lekarza, od neurologa, poprzez endokrynologa, nefrologa itp. I Nc. Leżałam w 3 szpitalach i wypisywano mnie z niczym. Leczono mnie psychiatrycznie i też bez efektu. Proszę o pomoc, podpowiedzcie mi gdzie jeszcze mogę się udać? Iwona. i.pekala@onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratuluję Ci serdecznie tej magisterki :) Twoja postawa pokazuje, że można osiągnąć wszystko mimo przeciwności losu. Najbardziej jednak jestem pod wrażeniem tego, że przekazujesz ludziom wiedzę i siłę do walki z boreliozą nawet mimo tego, że sama na nią chorujesz i musisz się z nią męczysz. Dziękuję Ci bardzo za całą Twoją pracę i życzę sił do dalszej walki :)

    OdpowiedzUsuń