środa, 15 kwietnia 2015

W podróży



422 dzień leczenia neuroboreliozy.


Luty, bam, kwiecień.


Poniedziałek, wtorek, buh, niedziela.


Wooooow! Odzwyczaiłam się od tego tempa ;) 


Złe dni bardzo się ciągną. Każda godzina, a nawet minuta trwają w nieskończoność.
Człowiek leży, niezdolny do czytania, do oglądania TV, do uczestniczenia w życiu.


To jak siedzenie obok torów i obserwowanie przejeżdżających pociągów.
Podmiejskie wiozą mnóstwo ludzi do szkoły, pracy. Dalekobieżne na delegacje, wycieczki, spotkania.
Każdy, kogo zauważysz przez ten ułamek sekundy w pędzącym pociągu, ma swój cel. Dokądś zmierza. 


Ty tylko siedzisz i patrzysz .  Jedynym twoim celem jest doczekanie tego, aż w końcu na tory wróci twój wagon.
Miesiące również mijają niezauważalnie, ale są anonimowe. Patrząc wstecz nie da się ich zidentyfikować, rozmazują się całkowicie granice między nimi. Pamiętasz ciągłe czekanie, ciągły trud. Gdy szukasz w pamięci wyróżniającego się jakoś dnia, zaczynasz cofać się myślami coraz dalej i dalej. A gdy go w końcu znajdujesz, orientujesz się, że to było kilka miesięcy temu, pół roku temu, a między tamtymi chwilami, a teraźniejszością jest ciemna przepaść.     



Dobry czas nie koleguje się z łóżkiem. Łóżko staje się meblem, które ścielisz chwilę przed pójściem spać i zaraz po tym jak zadzwoni budzik. Spotykacie się czasem w ciągu dnia na 15min, żeby odetchnąć między jednym  a drugim zajęciem. Czasem umówicie się na oglądanie filmu. Tyle.


Świat za oknami nie przytłacza. Zadania nie atakują. Masz coś do zrobienia? Ruszasz i to robisz.
Otaczający świat nie jest martwy. Wpływa na ciebie, wywołuje emocje.


Czujesz.


***
 
Wchodzę lekko skrępowana i mówię nieśmiało „dzień dobry”. Przez miesiące „istnienia” odzwyczaiłam się od „życia”, więc nie chcę wyważać drzwi. Nie chcę zawadzać, rozglądam się delikatnie, starając się nie krępować wzrokiem. „Czy mogę tu na chwilę przysiąść?” pytam. Spotykam się ze zgodą, na którą chyba nie byłam przygotowana. Opanowuję lekki przypływ lęku i staram się rozluźnić. Całkiem tu przyjemnie. Wszyscy wkoło mają coś do zrobienia, ale zauważają mnie i pozdrawiają przechodząc.  Jednej kobiecie rozsypał się stos kartek, nie zastanawiając się zrywam się, by pomóc je pozbierać. O rany, z jaką łatwością mi to przyszło. Skoro już stoję, to może trochę się rozejrzę. Zadziwia mnie fakt, że mam siłę spacerować, że ciągły ruch wokół mnie nie jest przytłaczający. Uśmiecham się. Jakiś sympatyczny człowiek zaprasza mnie do stolika z kawą. „To miejsce tętni życiem, zachwyca mnie” mówię. „Wydawało mi się, że jest zwyczajne” odpowiada lekko rozbawiony „możesz czuć się tutaj jak u siebie”.

1 komentarz:

  1. Wierzę, że wszystko będzie dobrze. Walczysz całą sobą z chorobą i wiem, że w końcu wrócisz do zdrowia. Już nie mogę się doczekać, jak napiszesz, że wszystko w porządku i jest po chorobie :) Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń