349 dzień leczenia neuroboreliozy.
Leki od ostatniej środy zmniejszone. Zryty
beret zaczyna powoli trybić, ale jeszcze się dobrze nie rozkręcił. W piątek
udało mi się dotrzeć samochodem do Sz. W sześć godzin. Na szczęście w sześć, bo
moje mięśnie były bardzo przeciwne siedzeniu i kierowaniu przez tyle godzin.
Myślę jednak, że większym wyzwaniem było spakowanie się na dwa tygodnie z
zamglonym umysłem na stanie. Jednak póki co, wydaje mi się, że niczego ważnego
nie zostawiłam w domu, a co najistotniejsze mam wszystkie leki i zapas mojego
dziwacznego jedzenia.
(w
trakcie pakowania)
Udało mi się też przetrwać cały weekend
zajęć i uzyskać parę zaliczeń, teraz muszę się zacząć przygotowywać na piątek,
sobotę i niedzielę z egzaminami.
Wrak dalej nie wyłowiony, nogi odmawiają
posłuszeństwa, rękami też niewiele robię. Ale! dziś mam w planie pierwszy
spacer. Zbiorę się pewnie dopiero wieczorem, bo weekend dał się we znaki i
ruszam się jak mucha w smole, ale obiecałam sobie, że na pewno nie odpuszczę.
Trzeba zrobić w końcu pierwszy krok mimo, że całe moje ciało krzyczy „nie!”.
A to nowa internetowa zdobycz na początek
tygodnia:
„ Każdy
dzień jest walką.
Codziennie rano toczy się walka, aby przygotować się do dnia.
Każdego popołudnia toczy się walka, aby nie zasnąć. Każdej nocy toczy się walka o to, by odnaleźć
sen.
A pomiędzy
każdą walką jest kolejna walka – z bólem.
Stały ból. Przez
cały dzień, całą noc, każdego
dnia.
Ból się nie zatrzymuje. Ale
to mnie nie powstrzymuje. Jestem wojownikiem przewlekłego bólu.”
i jak tam spacery? zryty beret wkrótce się naprostuje - dotleniony lepiej działa :) weekend przed Tobą trudny, ale dasz radę!
OdpowiedzUsuńmimi
Byłam już na trzech! każdy następny dłuższy :)
UsuńJak tylko znajdę chwilę między nauką, a próbami okiełznania (niestety nadal) zrytego beretu, to zdam relację z tych szaleństw.
Tak, od jutra trochę wyzwań :) bardziej przyziemnych... a nie takich jak te ciągłe potyczki z B ;)