Rodzisz się.
Mijają setki dni zanim zaczniesz chodzić, zanim zaczniesz mówić, mijają lata
pracy twojej i twoich rodziców czy opiekunów zanim zaczniesz podejmować odpowiedzialne
decyzje. Miliony radosnych i miliony trudnych chwil. Porażki. Sukcesy. Życie
się zaczyna i nie wiadomo kiedy nabiera ogromnego tempa. Najpierw wieki trwa
dzień. Później rok. Później już nic nie trwa wieki. Wszystko zaczyna pędzić. Dorastamy.
Wybieramy swoją drogę. Udowadniamy światu, że jesteśmy kimś, że już rozumiemy
na czym polega życie.
I wtedy
wszystko zaczyna zwalniać, a potem cofać się. Nie masz tego świadomości przez
rok, dwa lata, może cztery albo pięć.
Wszystko
staje się coraz trudniejsze, cięższe psychicznie. Nie masz siły fizycznej, ale
działasz. Wiesz, że życie nie jest łatwe, bo pokazało ci to już wiele razy
wcześniej, poza tym dorośli zawsze powtarzali, że dzieciństwa nie da się
powtórzyć, trzeba z niego korzystać, bo później jest tylko ciężej. Więc nie
przestajesz. Przeszkody fizyczne i psychiczne można pokonać. Tylko trzeba być
silnym. Bardzo silnym.
Przychodzi
dzień, w którym siadasz przy swoim biurku, przy którym zawsze obmyślasz
wszystkie plany strategiczne, analizujesz piękne i złe chwile, robisz rachunki
sumienia i nagle uświadamiasz sobie, że już nie masz siły, że cała siła, która
została ci dana przy narodzinach, zaczyna się kończyć jeszcze przed
dwudziestymi trzecimi urodzinami.
Mimo
przeciwności losu byłeś zawsze optymistycznie nastawionym człowiekiem,
rozsiewającym w koło uśmiech, bo to było tym, co sprawiało największą,
niezastąpioną przyjemność, a teraz dociera do ciebie, że to wszystko właśnie
zaczyna się wyładowywać. Stajesz obok i
widzisz, jak cały twój sposób na życie i wszystkie idee zamieniają się w
nieprawdę. Bo przestają odnajdywać odzwierciedlenie w twoich czynach, w twoim
codziennym życiu. A czym są słowa, które są tylko słowami?
Strach. I
samotność.
Samotność,
która doskwiera ci pierwszy raz w życiu. Wcześniej zawsze ktoś przy tobie był.
Albo byłeś sam, bo taki był twój wybór i po prostu wolałeś uporać się z czymś w
pojedynkę. Miałeś na to siłę.
Teraz jesteś
sam nie z wyboru. I nie dlatego, że nikogo przy tobie nie ma. Jesteś sam, bo
oddalasz się od świata w jednoosobowym wehikule. Jedzenie już nie smakuje tak
samo, zapachy już nie przywołują obrazów z przeszłości, inni ludzie mówią z
oddali, jakby byli pod wodą. Nic nie czujesz. Próbujesz odgrywać swoje życie, coraz
mniej rzeczy ci wychodzi, przestajesz rozumieć rzeczywistość. Twój świat
zaczyna ograniczać się do twojego pokoju, każde wyjście do łazienki staje się
wyzwaniem, aż w końcu w tej całkowitej samotności dociera do ciebie, że nie
rozumiesz już nawet siebie.
Chudniesz,
mało śpisz, twoje dłonie już nie są precyzyjne, nogi ciążą, płuca już nie
cieszą się nabieranym powietrzem. Ze snu wyrywa cię ból zdrętwiałych rąk, brak
czucia w kończynach. Siadasz na łóżku i zaczynasz zadawać sobie miliony pytań -
czy każdy ma takie spierdolone życie? Dlaczego już nie dajesz rady? Jesteś
człowiekiem jak każdy inny. Nie ma idealnego świata. Od kiedy nie masz na to
siły? Kiedy w końcu zaczniesz reagować tak jak dawniej? Czy to wszystko, co
kochasz jest już przeszłością?
Pewnego dnia
wstajesz z zablokowanym barkiem, którego każdy minimalny ruch sprawia ogromny
ból i jeszcze nie wiesz, że to jest pierwszy dzień ciężkiego i bardzo długiego
procesu podczas którego dowiesz się, że życie jest łatwiejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz