Zawsze kiedy
ktoś zadaje mi pytanie, jak zaczęła się moja choroba, to właśnie to wszystko
przychodzi mi na myśl, mimo że moja choroba zaczęła się dużo wcześniej. Do
wiedzy o tym, jak wiele czasu zmagam się z chorobą, prawdopodobnie nigdy nie
dotrę, ale wyniki z krwi i historia objawów sugerują, że około cztery do pięciu
lat przez rozpętaniem się tego całego piekła, które jest początkiem drogi do
lżejszego życia.
19 listopada
2013 roku trafiłam do neurologa z bolącym barkiem i podwójnym widzeniem podczas
patrzenia w lewą stronę. Tego samego dnia skierował mnie do szpitala na oddział
neurologiczny, gdzie przez pięć dni w warunkach odpowiadających wszystkim
podłym historiom dotyczącym polskiego narodowego funduszu zdrowia byłam
diagnozowana.
Zaczynając
od dnia kiedy pobrano mi płyn rdzeniowo mózgowy… kiedy według ogólnych zasad od momentu jego
pobrania przez kolejne dwadzieścia cztery godziny nie powinnam była się
podnosić, ale na oddziale były za wąskie drzwi, aby przejechało przez nie
szpitalne łóżko, więc musiałam sama przesiąść się na wózek inwalidzki, a potem z
powrotem na łóżko, co spowodowało, że kolejne godziny były torturami, a
wszystkie moje dotychczasowe migreny były niczym w stosunku do tego, co wtedy miało
zamiar rozsadzić mi głowę, aż po moment wyjścia ze szpitala z diagnozą.
23 listopada
wyszłam ze szpitala z niekompletnym wypisem. Nie było sensu trzymać mnie w
szpitalu tylko dlatego, że nie wszystkie wyniki przyszły jeszcze z
laboratorium, więc na „wyrok” czekałam w domu. Zaczęło do mnie docierać, że
wszystko już od dłuższego czasu wygląda źle i mimo, że nigdy nie zakładam
czarnych scenariuszy, to czułam gdzieś głęboko pod skórą, co powiedzą lekarze
po otrzymaniu kompletu moich wyników. Wychodząc ze szpitala miałam dwie opcje.
SM albo borelioza. 28 listopada wyniki wykluczyły boreliozę i wskazały SM.
Mimo tego w
jakim byłam stanie przed całym listopadowym zamieszaniem, dałam radę po
otrzymaniu tej informacji reagować „po swojemu”. Mój wypracowany system obronny
nie dopuszcza do mnie pewnych informacji, dopóki ich nie zrozumiem. I system
ten na szczęście zadziałał również w tym wypadku, co przypuszczam było
spowodowane wysoką mobilizacją w tych nieprzyjemnych chwilach. Tak więc
najpierw z klapkami na oczach zaczęłam wypracowywać sobie na życie plan B,
którego nigdy nie miałam, zaczęłam układać sobie w głowie całą moją przyszłość
od nowa. Jestem wprawdzie dość upartym człowiekiem, więc głównych planów i
marzeń nie zamierzałam zmieniać, jednak wiedziałam, że dążenie do nich nie
będzie już takie proste, a wiele rzeczy na które wcześniej nie zwracałam uwagi
będą dużymi wyzwaniami. I dopiero wtedy, gdy to wszystko sobie poukładałam,
zaczęłam dopuszczać do siebie informację, że to wszystko dzieje się naprawdę.
To wszystko
na pewno nie było łatwe, ale ten cały wir związany z kolejnymi lekarzami i
dziesiątkami badań nie pozwalał mi siedzieć i użalać się nad sobą. Miałam wokół
siebie również ludzi, którzy cierpieli z tego powodu prawdopodobnie nawet
bardziej niż ja, a dla mnie najważniejsze było to żeby widzieli i czuli, że
daję sobie radę, więc bardzo szybko założyłam sobie jeden, bardzo ważny cel, że
naprawdę dam radę.
2 grudnia
trafiłam do Centrum Leczenia SM w Katowicach, gdzie specjalista od tej choroby
oznajmił mi, że w moich wynikach nic nie wskazuje na boreliozę. Dla mnie był to
moment, w którym stało się jasne, że
następnym punktem programu będzie rozwój choroby, który potwierdzi wszystkie
dotychczasowe przypuszczenia lekarzy. W połowie grudnia trzykrotnie podano mi
dożylnie sterydy i w ten piękny sposób moje zdrowie zostało podniszczone
jeszcze bardziej, a szansa na powrót do normalnego życia oddalona.
Lekarz
twierdził, że po podaniu sterydów mogę być mocno pobudzona i mieć problemy ze
snem. Tymczasem po każdym wlewie wracałam do domu, kładłam się i czułam jak coś
wysysa ze mnie życie, jak zwalnia mój oddech, jak zabiera mi siły najpierw z
rąk, potem z nóg, aż w końcu z całego ciała, miałam wrażenie, jakbym leżała
całkowicie bezwładnie. Zasypiałam. Moja mama przychodziła co chwile i mierzyła
mi puls. Bała się. Przez długie godziny nie potrafiłam dawać wielu znaków życia
poza mówieniem, że jakoś to przeleżę.
Miałam
wrażenie, że oddalam się jakimś ciemnym tunelem do ciemnej jaskini, w której
jestem tylko ja i nie mogę się z niej
porozumieć ze światem. Było w niej strasznie zimno, a najbardziej przerażające
było wszystko to, co kryła pod sobą ciemność.
Kolejne dni
grudnia były całkowitym wariactwem. Raz miałam w sobie wiele agresji, nad którą
ciągle musiałam panować. Miałam ochotę brać do rąk wszystko, co miałam w
zasięgu ręki i rzucać tym o ścianę, spędzałam godziny na siedzeniu i
opanowywaniu emocji. Innym razem siedziałam patrząc w biurko i prosiłam, żeby
nikt nie wszedł do mojego pokoju, żeby nie zadzwonił telefon, żeby nikt do mnie
nic nie mówił, bo byłam przekonana, że tego nie zniosę. Nie umiałam znaleźć
przyczyn, próbowałam się czymś zająć, chciałam, żeby jakaś czynność mnie
pochłonęła, próbowałam czytać książki na tematy, które mnie interesują, zająć
się analizowaniem jakiś sytuacji, ale to wszystko było na nic, bo za chwilę nie
pamiętałam, co czytałam albo nie wiedziałam w jakim celu zaczęłam coś
analizować. Frustracja rosła. Jedyną rzeczą, która utrzymywała mnie w stanie, w
którym inni ludzie nie mogli dojrzeć, jak bardzo jest źle, była pamięć o tym,
jakim byłam człowiekiem. Ja nie rzucałam rzeczami nie dlatego, że nie chciałam
czegoś popsuć, czy że rozsądek podpowiadał mi: usiądź, przeczekaj. Nie robiłam
tego tylko dlatego, że pamiętałam o tym, że dawna ja tak by nie zrobiła, a ja
bardzo chciałam być znowu sobą. Doprowadzałam do stanu, że sama ukrywałam przed
sobą, że się bardzo zmieniam. Że wszystko wygląda inaczej.
Witam,
OdpowiedzUsuńMam na imię Ala..z przerażeniem czytam Pani opisy. Mam zdiagnozowany SM od 20 lat...kilku lekarzy miało wątpliwości, natomiast wszystkie zrobione przeze mnie badania w kierunku neuroboreliozy wykluczyły ją: western blot, RP...coś, Elisa... Mam rzuty co 2 lata...niedowłady problemy z widzeniem, rętwienia ciała....po sterydach wszystko ustępuje...natomiast ta borelioza nie daje mi spokoju...czy mogłaby Pani podpowiedzieć komu udało się zdiagnozować u Pani neuroboliozę? bardzo Panią proszę o pomoc... gdyby Pani mogła wysłać info na : aluta@interia.pl będę dozgonnie wdzięczna!
Życzę Pani baaardzo dużo zrowia,
Pozdrawiam serdecznie,
Ala
Nie ma problemu, mail już wysłany :)
UsuńPozdrawiam
szukam 2 lata.. wysylali mnie już do psychiatry... mam kilka technicznych pytan.. proszę napisz pawel@poland.gs
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńJa rowniez bylabym bardzo wdzieczna za napisanie mi w mailu w jaki sposob udalo sie Pani dojsc do potwierdzenia w wynikach neuroboreliozy i wyeliminowania podejrzenia SM. Jestem dopiero na poczatku drogi..Moj mail to m_ala@interia.pl
Z gory dziekuje :)
Witam ,
OdpowiedzUsuńMam zdiagnozowaną nerwicę lękową,leczę się,ale bez żadnych efektów.Podejrzewam boreliozę,nie wiem jednak jak ją zdiagnozować-lekarze obmywają ręce a ja od 4 lat wegetuję,jestem w Twoim wieku.Jeśli mogłabyś dać mi wskazówki jak potwierdzić/wykluczyć boreliozę będę bardzo wdzięczna.
Podaje adres e-mail :doroperoo@gmail.com
Zyczę siły do walki :)
Witam,
OdpowiedzUsuńmam na imie Sebastian,bardzo Pani dziekuje za ten blog i zycze duzo sily i zdrowia.U mnie pojawily sie takie dziwne objawy- szum w uszach, mroczki przed oczami a bylem kilkanascie miesiecy temu na mazurach a tam jest mnostwo kleszczy... i bardzo sie obawiam ze to moga byc objawy neuroboreliozy.Bardzo prosze o pomoc... jesli to nie bylby problem, czy moglaby Pani podpowiedziec mi ktory lekarz zdiagnozowal neuroborelioze u Pani? bede dozgonnie wdzieczny
moj mail sebekb8@wp.pl zycze duzo zdrowka
witam
OdpowiedzUsuńNa imię mam Iwona. Od 3 lat borykam się z niezdiagnozowaną chorobą, która mnie dotknęła po urodzeniu dziecka. W listopadzie 2012 roku zaczęły się moje kłopoty ze zdrowiem. Zaczęło się od utraty przytomności, drgawek, które przypominały padaczkę, ale skąd w wieku 30 lat u całkiem zdrowej i pogodnej osoby wzięłaby się padaczka, gdzie nikt w rodzinie nawet na nią nie choruje. Takie ataki zdarzają mi się regularnie co 1,5 miesiąca, najczęściej przez sen, w nocy. Do tego niemożność wysłowienia się, problemy z pamięcią krótkotrwałą, szumy w uszach, piski, zawroty głowy, strzelanie w kościach, tiki nerwowe, lęki. Leczono mnie już i na nerwicę lękową i na padaczkę - bez skutku, na nic nie reaguję, tj. nie ma reakcji organizmu, żadnej poprawy. Wszystkie wyniki mam dobre, nie ma się do czego przyczepić, a samopoczucie złe. Zrobiłam nawet test western blot i wynik w jednej klasie wyszedł ujemny, a w drugiej graniczny. Niedawno zrobiłam test LTT, obecnie czekam na wynik. Proszę, niech mi Pani podpowie do jakiego lekarza mogę się udać, aby spróbował zdiagnozować u mnie boreliozę, aby podjął się leczenia tej choroby? Czy zna Pani kogoś komu można zaufać? Choroba sprawiła, że musiałam zrezygnować z pracy. Traciłam przytomność, rozbijałam sobie głowę i było to już na tyle niebezpieczne, że musiałam zrezygnować. Jeżdze od lekarza do lekarza, od neurologa, poprzez endokrynologa, nefrologa itp. I Nc. Leżałam w 3 szpitalach i wypisywano mnie z niczym. Leczono mnie psychiatrycznie i też bez efektu. Proszę o pomoc, podpowiedzcie mi gdzie jeszcze mogę się udać? Iwona.