W sierpniu,
mimo ciągłych napadów przerażenia, ciągłej huśtawki stanu fizycznego, zaczęłam
planować wyjazd i wakacje. To pozwoliło mi rozruszać się mimo, że na początku
nie umiałam się nawet spakować, nie wiedziałam, jak sporządzić listę
potrzebnych rzeczy i co w ogóle się przyda. Jednak ostatecznie udało mi się
wyjechać, podczas wyjazdu raz czułam się dobrze, raz udawałam, że czuje się
dobrze, a czasem jednak było widać, że jestem słabsza, ale rzadko.
Stwierdziłam, że jest szansa na polepszenie mojego stanu umysłu i podejścia
psychicznego mimo, że czułam nadal, jaka to będzie ciężka praca. Zaczęłam
powoli ćwiczyć zapamiętywanie przebytych dróg, wcześniej też przeczytałam parę
książek, czego od wielu miesięcy nie robiłam.
Wrzesień
zaczął być całkiem znośny, z lekarzem stwierdziliśmy, że mój stan fizyczny jest
coraz lepszy i że to są dobre znaki. W pewnym momencie zorientowałam się, że
mam bardzo stabilny okres, że nie miewam bardzo złych dni na zmianę z dobrymi,
po prostu dobrze się czuję, czasem mam troszkę mniej siły, ale nadal mogę
normalnie funkcjonować bez emocjonalnych, ani bólowych przeszkód.
W drugiej
połowie września stało się też coś niesamowitego. Zaczęłam wstawać bardzo
lekko, moje nogi nie ważyły, hmm, prawie nic! Moje ręce lekko pracowały. Mogłam
mówić. Dochodziło nawet do słowotoków, mogłam opowiadać, co myślę, co czuję. Nawet
zdarzało mi się używać dłuższych, bardziej skomplikowanych słów, co po
zakończeniu zdania było dla mnie zaskakujące. Nie mogłam uwierzyć, że nie dość,
że mówię składnie, to jeszcze rozumiem w pełni sens zdań. Ludzie zaczęli mówić
zrozumiałym dla mnie językiem, umiałam zapamiętać nawet dość długą drogę, nie
gubiłam się w przestrzeni. Pewnego dnia dotarło do mnie, że siła którą mam jest
wręcz nieskończona, że mam chęć przenosić góry, planować kolejny dzień, a potem
trzymać się tego planu. Czasami z rozpędu przeceniałam swoje siły, ale to nie
zmniejszało mojej motywacji. Byłam ogromnie zdziwiona. Jakie to wszystko jest
bezwstydnie proste!
Przyszedł
czas żeby zrozumieć, że choroba systematycznie, małymi kroczkami zabierała
komfort mojego życia całymi latami. Że ja nie pamiętałam, co to znaczy czuć się
dobrze, że nie miałam pojęcia o tym, jak podstawowe czynności są lekkie i z
jaką przyjemnością można je wykonywać.
Ja przez
bardzo długi czas funkcjonowałam jak inni ludzie, studiowałam jak inni
studenci, chodziłam na zajęcia fizyczne jak koledzy z treningów, byłam w tym
dobra, bo przecież całe życie byłam wysportowana i silna. Szkopuł tkwi w tym,
że ja nie wiedziałam, że nie mogę tego robić. Że jestem chora. Że moja choroba
chce mi to uniemożliwić i każdego dnia gdy wstaję i zachowuję się jak inni,
czynię niesamowite rzeczy.
Siła jaką
dostałam we wrześniu dała mi chęć do dalszej walki, w momencie gdy już traciłam
jakąkolwiek motywację i siły, dostałam próbkę zdrowego życia. Zostało mi
pokazane, o co walczę. Myślę, że przez siedem miesięcy leczenia nie przyszło mi
nawet przez myśl, że cel jest tak niesamowity, taki piękny. Zapytana
niejednokrotnie w kwietniu czy maju mówiłam: „czuję się dobrze, wracam do
zdrowia”, ale ja wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to znaczy czuć się dobrze.
Myślę, że
stan zdrowego człowieka nie mieści się jeszcze w mojej głowie, okazało się, że
to przerasta moje najśmielsze marzenia. Dostałam dowód na to, że życie odda mi
„mnie”, muszę tylko cierpliwie czekać. Na samą myśl o tym, że wrócę, mam ochotę
płakać ze szczęścia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz