304 dzień leczenia neuroboreliozy.
Często nazywam B wrogiem. W końcu podstępnie przez tyle lat
prowadziła w moim ciele konspiracyjne działania mające na celu całkowite
opanowanie jej upragnionego terytorium- mnie.
Przez tyle czasu siała we mnie swoją armię, udoskonalała
środki, powoli wprowadzała terror, aż w końcu przeszła do odkrytego ataku. A co
ja miałam do powiedzenia? Ona miała już wypracowaną taktykę. Ja nic. Jedyne, co
mogłam zrobić, to nie poddawać się bieżącej panice, opanowywać ją mimo wciąż
rozwijającej się akcji.
Dodatkowo B ma po swojej stronie cholernie niedoskonały
system. Służbę zdrowia. Strach, nieufność, niewiedza, wszystko to na jej
korzyść. Inteligentna bestia, wiedziała pod co się podszyć, żeby zyskać posiłki
w osłabieniu mnie. Wiedziała doskonale, co ma robić, żeby móc rosnąć w siłę.
Nigdy nie miałam wrogów. Zawsze staram się ewentualne
konflikty rozwiązywać jak najszybciej, poprzez
rozmowę. Nie lubię sytuacji niewyjaśnionych, nie dają mi spać, więc
zawsze szybko dążę do rozwiązania problemu.
I może właśnie dlatego B nazywam wrogiem, bo nie dała mi
szansy na cokolwiek. Bo grała nie fair… mam jej to za złe. Ale nie żywię do
niej nienawiści, nienawiść mnie brzydzi. Poza tym, co to da? Jaki miałby być tego cel? Mam
wystarczająco dużo skrajnych emocji. Wystarczy już, że nasza relacja jest
wroga… role wprawdzie się zamieniły, teraz ona walczy o życie, a to ja wysyłam naprzeciw
niej wszelkie możliwe armie, ale ja nigdy nie chciałam iść na wojnę, a wrzucona
na nią bez pytania i bez ostrzeżenia muszę się bronić.
https://www.youtube.com/watch?v=AGc8oaqeopo
OdpowiedzUsuń