Pierwszy grudnia jest 286 dniem mojego leczenia neuroboreliozy.
I to właśnie dziś, po pierwszych trzynastu postach,
przyszedł czas, żeby się przywitać i może trochę wytłumaczyć z dotychczasowych
wpisów :)
Witam wszystkich, którzy trafili do mojego maleńkiego kącika
w tym ogromnym świecie :) bez względu na to, czy stało się to całkowicie
przypadkiem i nie wiecie co tutaj robicie, czy może w dotarciu tutaj pomogła
Wam jakaś polecająca duszyczka.
Wszystkich czytających moje posty od A do Z prawdopodobnie
wrzuciłam z początku na głęboką wodę. Bez słowa wyjaśnienia, bez wstępnych słów
zapoznawczych. Nie wiem, czy zadecydowała o tym odrobina mojej złośliwości :),
czy może to, że lubię konkrety, ale ten sposób według mnie był najlepszym na to,
by Czytelnik szybko zrozumiał czemu się tu znalazłam i też wcale mnie nie
znając wiedział już o mnie bardzo dużo.
Myśl o tym, by zacząć
pisać zrodziła się stosunkowo niedawno.
W październiku opisałam moje dotychczasowe zmagania z chorobą. Historia, która powstała i którą można przeczytać w postach zatytułowanych 1-11 jest opisem zdarzeń od strony psychicznej. Tylko tym, co działo się we mnie, w mojej głowie i moim ciele. Opisem całkowicie obranym ze szczegółów leczenia, kwestii „technicznych” choroby i z jakichkolwiek bohaterów poza mną i chorobą. Z punktu widzenia mojego otoczenia jest to też historia, która skąpi moich codziennych szczerych uśmiechów i siły, która była mimo wszystko widoczna przez ten okres. Dla mnie jednak ważnym było opisanie nie tego, co każdy może zobaczyć i tego, co można przy mnie doświadczyć, a tego co dzieje się we mnie i jest niewidoczne gołym okiem.
W październiku opisałam moje dotychczasowe zmagania z chorobą. Historia, która powstała i którą można przeczytać w postach zatytułowanych 1-11 jest opisem zdarzeń od strony psychicznej. Tylko tym, co działo się we mnie, w mojej głowie i moim ciele. Opisem całkowicie obranym ze szczegółów leczenia, kwestii „technicznych” choroby i z jakichkolwiek bohaterów poza mną i chorobą. Z punktu widzenia mojego otoczenia jest to też historia, która skąpi moich codziennych szczerych uśmiechów i siły, która była mimo wszystko widoczna przez ten okres. Dla mnie jednak ważnym było opisanie nie tego, co każdy może zobaczyć i tego, co można przy mnie doświadczyć, a tego co dzieje się we mnie i jest niewidoczne gołym okiem.
Naturalną rzeczą dla mnie byłoby schowanie tej historii do
szuflady. Po co świat ma wiedzieć, że walka z chorobą jest cięższa niż było to
po mnie widać? Po co ktoś czytając to ma się przerazić, albo w najgorszym
przypadku nie zasnąć spokojnie już do końca mojego leczenia? ;)
Jednak z takim podejściem zderzyło się całkowicie przeciwne
przekonanie o tym, że ludzie którzy mieli okazję znaleźć się w niebezpiecznym
miejscu, a później z niego wrócić, powinni podzielić się swoimi przeżyciami z
innymi. Żeby rzucić choć odrobinę światła na drogę, którą ktoś inny może
właśnie kroczy, żeby choć przez ułamek
sekundy, jeśli to możliwe, objąć taką osobę ramieniem słów i szepnąć do ucha
„dalej będzie jeszcze zimniej, ale nie jesteś sam, a powrót jest możliwy,
musisz być tylko silny bez względu na wszystko”.
Zawsze uważałam, że najcenniejszymi informacjami o tym, jak
ktoś zdobył biegun jest nie opis sprzętu wykorzystanego w wyprawie, ale to, co
działo się w głowach uczestników tego wyczynu. Co czuli robiąc kolejny krok,
jakie emocje nimi targały, ile razy zaczynali wątpić, jakie myśli dawały siłę i
motywowały.
I tak oto znalazłam się tutaj :)
Dzieki za bloga.Moja dziewczyna ma b zdiagnozowana po 2 latach choroby .Do tej pory leczona ja na depresje oczywiscie bezskutecznie.Teraz po miesiacu antybiotykow pogorszylo sie do tego stopnia ze lekarz wyslal ja do psychiatry-lęki,krotki odech ,bole glowy nerwowe targanie wewnatrz ciala.Obecnie jest troche spokoju ale kazdy dzien jest wielką niewiadomą.To jest ciezkie do wytrzymania nawet dla mnie.Twoj blog daje troche otuchy.Pozdrawiam i zycze powrotu do zdrowia
OdpowiedzUsuńDzieki za bloga.Moja dziewczyna ma b zdiagnozowana po 2 latach choroby .Do tej pory leczona ja na depresje oczywiscie bezskutecznie.Teraz po miesiacu antybiotykow pogorszylo sie do tego stopnia ze lekarz wyslal ja do psychiatry-lęki,krotki odech ,bole glowy nerwowe targanie wewnatrz ciala.Obecnie jest troche spokoju ale kazdy dzien jest wielką niewiadomą.To jest ciezkie do wytrzymania nawet dla mnie.Twoj blog daje troche otuchy.Pozdrawiam i zycze powrotu do zdrowia
OdpowiedzUsuńNiestety leczenie jest powiązane z wieloma pogorszeniami, które trzeba przetrwać i nie wolno tracić nadziei na to, że po złych dniach nastąpią te lepsze. Jestem świetnym przykładem na to, że trzeba czekać mimo, że często jest to bardzo, bardzo trudne. Najważniejsze, że Twoja dziewczyna jest już zdiagnozowana i jest już na drodze do wyleczenia.
UsuńŻyczę Wam dużo wytrwałości!
witam u mojej siosrty która jest w twoim wieku diagnoza postawiona zostala w tym roku, chociaż werster bloot wychodzi granicznie. Lekarz twierdzi,że jest to tak późna borelioza,że we krwi nie wyjdzie.Jesteśmy w trakcie leczenia od 6 miesięcy. Jest troszkę lepiej. Ale są lepsze o gorsze dni. lekarz Ilads jest przekonany że to borelioza ale inni nas trochę studzą i mówią,że niekoniecznie. Masz racje,że w tej chorobie człowiek jest sam. Totalna niewiadoma!!!!!
OdpowiedzUsuńGorsze i lepsze dni to niestety nieodłaczny element leczenia. Mi też poczatkowo badania nie wskazaly w 100% borelki. Życzę wytrwałości i bardzo duzo cierpliwości! Pozdrawiam
UsuńHej.
OdpowiedzUsuńDzięki za bloga.
Ja swoją diagnozę usłyszałam po 3latach i niesamowitych awantura h z lekarzami.
To co się ze mną działo, w jakim stanie trafiłam do szpitala, jak wyglądał mój dzień gdy atakował borella było przerażające.
Straciłam pracę, mało nie odebrali mi dzieci, teraz walczę o to żeby nie stracić mieszkania i z paskudny ZUS em...
Leczenie dopiero się zacznie, czekam na rezonans żeby sprawdzić czy nie ma zmian w mózgu.
Choroba na razie przycichła, ale co będzie następnego dnia tego nie wiem.
Pozdrawuam