piątek, 21 listopada 2014

1



Rodzisz się. Mijają setki dni zanim zaczniesz chodzić, zanim zaczniesz mówić, mijają lata pracy twojej i twoich rodziców czy opiekunów zanim zaczniesz podejmować odpowiedzialne decyzje. Miliony radosnych i miliony trudnych chwil. Porażki. Sukcesy. Życie się zaczyna i nie wiadomo kiedy nabiera ogromnego tempa. Najpierw wieki trwa dzień. Później rok. Później już nic nie trwa wieki. Wszystko zaczyna pędzić. Dorastamy. Wybieramy swoją drogę. Udowadniamy światu, że jesteśmy kimś, że już rozumiemy na czym polega życie.

I wtedy wszystko zaczyna zwalniać, a potem cofać się. Nie masz tego świadomości przez rok, dwa lata, może cztery albo pięć.


Wszystko staje się coraz trudniejsze, cięższe psychicznie. Nie masz siły fizycznej, ale działasz. Wiesz, że życie nie jest łatwe, bo pokazało ci to już wiele razy wcześniej, poza tym dorośli zawsze powtarzali, że dzieciństwa nie da się powtórzyć, trzeba z niego korzystać, bo później jest tylko ciężej. Więc nie przestajesz. Przeszkody fizyczne i psychiczne można pokonać. Tylko trzeba być silnym. Bardzo silnym.

Przychodzi dzień, w którym siadasz przy swoim biurku, przy którym zawsze obmyślasz wszystkie plany strategiczne, analizujesz piękne i złe chwile, robisz rachunki sumienia i nagle uświadamiasz sobie, że już nie masz siły, że cała siła, która została ci dana przy narodzinach, zaczyna się kończyć jeszcze przed dwudziestymi trzecimi urodzinami.

Mimo przeciwności losu byłeś zawsze optymistycznie nastawionym człowiekiem, rozsiewającym w koło uśmiech, bo to było tym, co sprawiało największą, niezastąpioną przyjemność, a teraz dociera do ciebie, że to wszystko właśnie zaczyna się wyładowywać.  Stajesz obok i widzisz, jak cały twój sposób na życie i wszystkie idee zamieniają się w nieprawdę. Bo przestają odnajdywać odzwierciedlenie w twoich czynach, w twoim codziennym życiu. A czym są słowa, które są tylko słowami?

Strach. I samotność.

Samotność, która doskwiera ci pierwszy raz w życiu. Wcześniej zawsze ktoś przy tobie był. Albo byłeś sam, bo taki był twój wybór i po prostu wolałeś uporać się z czymś w pojedynkę. Miałeś na to siłę.

Teraz jesteś sam nie z wyboru. I nie dlatego, że nikogo przy tobie nie ma. Jesteś sam, bo oddalasz się od świata w jednoosobowym wehikule. Jedzenie już nie smakuje tak samo, zapachy już nie przywołują obrazów z przeszłości, inni ludzie mówią z oddali, jakby byli pod wodą. Nic nie czujesz. Próbujesz odgrywać swoje życie, coraz mniej rzeczy ci wychodzi, przestajesz rozumieć rzeczywistość. Twój świat zaczyna ograniczać się do twojego pokoju, każde wyjście do łazienki staje się wyzwaniem, aż w końcu w tej całkowitej samotności dociera do ciebie, że nie rozumiesz już nawet siebie.

Chudniesz, mało śpisz, twoje dłonie już nie są precyzyjne, nogi ciążą, płuca już nie cieszą się nabieranym powietrzem. Ze snu wyrywa cię ból zdrętwiałych rąk, brak czucia w kończynach. Siadasz na łóżku i zaczynasz zadawać sobie miliony pytań - czy każdy ma takie spierdolone życie? Dlaczego już nie dajesz rady? Jesteś człowiekiem jak każdy inny. Nie ma idealnego świata. Od kiedy nie masz na to siły? Kiedy w końcu zaczniesz reagować tak jak dawniej? Czy to wszystko, co kochasz jest już przeszłością?

Pewnego dnia wstajesz z zablokowanym barkiem, którego każdy minimalny ruch sprawia ogromny ból i jeszcze nie wiesz, że to jest pierwszy dzień ciężkiego i bardzo długiego procesu podczas którego dowiesz się, że życie jest łatwiejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz