poniedziałek, 24 listopada 2014

8.1



Jeśli mam teraz ocenić, który okres choroby był najgorszy wybieram lipiec. Moje przerażenie rosło, nie rozumiałam, co się dzieje wokół mnie, nie rozumiałam świata, nie miałam kompletnie orientacji w terenie, nic nie zapamiętywałam, nie umiałam się skupić, nie umiałam nawet udawać że jest w miarę dobrze, miałam napady płaczu, nie umiałam zorganizować sobie czasu, bałam się zacząć cokolwiek, bo nie wiedziałam, jak się wykonuje podstawowe rzeczy. W moim pokoju był bałagan, bo jak podejmowałam decyzję o sprzątaniu, to nie pamiętałam, jak się to robi, brałam coś do ręki i nie wiedziałam, co mam z tym zrobić, odkładałam to gdzie indziej aż ostatecznie robił się jeszcze większy bałagan. Zaczęłam mieć problemy z jedzeniem, nic co jadłam bezustannie od sześciu miesięcy już mi nie smakowało. Bolał mnie brzuch. Połykanie tabletek było horrorem. Nie umiałam powiedzieć, jaki jest dzień tygodnia, czasami nawet, jaka jest pora dnia, często zastanawiałam się, ile mam lat, bo nie wiedziałam, czy kwiecień i moje urodziny już były czy nie.


Nie dzieliłam się z innymi tymi przerażającymi brakami w mojej głowie, co by to dało? Chodziłam tylko i powtarzałam „mam zryty beret, nie mów do mnie skomplikowanych rzeczy”. Często zamieniałam moje błędy w żart, ale w tym nie było nic śmiesznego. Potrafiłam złapać w kuchni coś gorącego bez rękawic i dopiero wtedy zorientować się, że nie mam kontroli nad tym, co robię. Dwa razy rozsypałam wszystkie leki, które miałam w jednej z kasetek rozłożone na tydzień, po całym stole i podłodze. Około stu skrupulatnie układanych tabletek rozwaliło się po kuchni. Siadałam, docierało do mnie, co zrobiłam i napływały mi do oczu łzy. Na każdym kroku dostawałam dowód na to, że nie jestem sobą.

W tym okresie miałam też duży problem z mówieniem. Zdarzały mi się takie kłopoty przy dolegliwościach fizycznych, jednak nie w takim stopniu. Wcześniej miałam wrażenie, że nie pamiętam znaczenia trudnych słów więc, albo ich nie używałam, albo używałam z rozpędu, ale nie miałam żadnej pewności, czy to znaczy to, co chciałam przekazać i czy to w ogóle ma jakiś sens. Miałam coraz większe problemy z przekazaniem tego, co myślę, nie umiałam uczuć ubierać w słowa, często chciałam jakiejś osobie dużo powiedzieć, ale nie mówiłam nic, bo tak skupiałam się nad tym jakie słowa będą zrozumiałe, że zapominałam w tym czasie o co mi chodzi. Słowa uciekały, zdania się nie składały, a do tego wszystkiego dochodziły jakby sklejone usta. W lipcu bywało, że nie umiałam nawet powiedzieć tego, co już w głowie miałam ułożone. Znałam odpowiedź na zadane mi pytanie, ale ona nie wydostawała się z mojego ciała, była uwięziona. Tak jak ja. Często jak ktoś do mnie mówił zbyt wiele, albo jak nie umiałam zareagować, zbierały mi się łzy w oczach. Mama mnie pytała: „mogę ci jakoś pomóc?”, a ja wybuchałam płaczem. Byłam przerażona, bo zawsze wszystko analizowałam, teraz nawet nie umiałam znaleźć przyczyny mojego stanu. To był moment, w którym zrozumiałam, że czas skończyć z mówieniem: „normalnie jak mi nic nie jest, to ja to, to ja tamto”, przestać mówić: „normalnie reaguję inaczej”. Trzeba zmienić podejście na: „ kiedyś byłam taka, kiedyś robiłam tak”. Bo teraz już nie jestem tym człowiekiem. Zmiany są straszne i ogromne. Jak mogę opierać się w wypowiedzi na tym, że kiedyś robiłam coś inaczej, skoro  przynajmniej od października 2013 roku to wszystko było zatracane, a teraz całkowicie zanika? Na przykład: organizacja wyjścia z domu, zapamiętywanie przebytej trasy, reakcja na zdarzenia różnego rodzaju, emocjonalność i wiele, wiele innych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz