wtorek, 25 listopada 2014

9



W sierpniu, mimo ciągłych napadów przerażenia, ciągłej huśtawki stanu fizycznego, zaczęłam planować wyjazd i wakacje. To pozwoliło mi rozruszać się mimo, że na początku nie umiałam się nawet spakować, nie wiedziałam, jak sporządzić listę potrzebnych rzeczy i co w ogóle się przyda. Jednak ostatecznie udało mi się wyjechać, podczas wyjazdu raz czułam się dobrze, raz udawałam, że czuje się dobrze, a czasem jednak było widać, że jestem słabsza, ale rzadko. Stwierdziłam, że jest szansa na polepszenie mojego stanu umysłu i podejścia psychicznego mimo, że czułam nadal, jaka to będzie ciężka praca. Zaczęłam powoli ćwiczyć zapamiętywanie przebytych dróg, wcześniej też przeczytałam parę książek, czego od wielu miesięcy nie robiłam.

Wrzesień zaczął być całkiem znośny, z lekarzem stwierdziliśmy, że mój stan fizyczny jest coraz lepszy i że to są dobre znaki. W pewnym momencie zorientowałam się, że mam bardzo stabilny okres, że nie miewam bardzo złych dni na zmianę z dobrymi, po prostu dobrze się czuję, czasem mam troszkę mniej siły, ale nadal mogę normalnie funkcjonować bez emocjonalnych, ani bólowych przeszkód.


W drugiej połowie września stało się też coś niesamowitego. Zaczęłam wstawać bardzo lekko, moje nogi nie ważyły, hmm, prawie nic! Moje ręce lekko pracowały. Mogłam mówić. Dochodziło nawet do słowotoków, mogłam opowiadać, co myślę, co czuję. Nawet zdarzało mi się używać dłuższych, bardziej skomplikowanych słów, co po zakończeniu zdania było dla mnie zaskakujące. Nie mogłam uwierzyć, że nie dość, że mówię składnie, to jeszcze rozumiem w pełni sens zdań. Ludzie zaczęli mówić zrozumiałym dla mnie językiem, umiałam zapamiętać nawet dość długą drogę, nie gubiłam się w przestrzeni. Pewnego dnia dotarło do mnie, że siła którą mam jest wręcz nieskończona, że mam chęć przenosić góry, planować kolejny dzień, a potem trzymać się tego planu. Czasami z rozpędu przeceniałam swoje siły, ale to nie zmniejszało mojej motywacji. Byłam ogromnie zdziwiona. Jakie to wszystko jest bezwstydnie proste!

Przyszedł czas żeby zrozumieć, że choroba systematycznie, małymi kroczkami zabierała komfort mojego życia całymi latami. Że ja nie pamiętałam, co to znaczy czuć się dobrze, że nie miałam pojęcia o tym, jak podstawowe czynności są lekkie i z jaką przyjemnością można je wykonywać.

Ja przez bardzo długi czas funkcjonowałam jak inni ludzie, studiowałam jak inni studenci, chodziłam na zajęcia fizyczne jak koledzy z treningów, byłam w tym dobra, bo przecież całe życie byłam wysportowana i silna. Szkopuł tkwi w tym, że ja nie wiedziałam, że nie mogę tego robić. Że jestem chora. Że moja choroba chce mi to uniemożliwić i każdego dnia gdy wstaję i zachowuję się jak inni, czynię niesamowite rzeczy.

Siła jaką dostałam we wrześniu dała mi chęć do dalszej walki, w momencie gdy już traciłam jakąkolwiek motywację i siły, dostałam próbkę zdrowego życia. Zostało mi pokazane, o co walczę. Myślę, że przez siedem miesięcy leczenia nie przyszło mi nawet przez myśl, że cel jest tak niesamowity, taki piękny. Zapytana niejednokrotnie w kwietniu czy maju mówiłam: „czuję się dobrze, wracam do zdrowia”, ale ja wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to znaczy czuć się dobrze.

Myślę, że stan zdrowego człowieka nie mieści się jeszcze w mojej głowie, okazało się, że to przerasta moje najśmielsze marzenia. Dostałam dowód na to, że życie odda mi „mnie”, muszę tylko cierpliwie czekać. Na samą myśl o tym, że wrócę, mam ochotę płakać ze szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz